aktualizowane 21:16, 6 May 2024

Wiesz o czymś ciekawym? Napisz do nas e-mail: info@superfakty.pl

Po ponad trzech latach dojdzie w końcu do procesu sądowego mężczyzny, którego prokuratura w Bolesławcu oskarżyła o spowodowanie wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. Do zdarzenia doszło w miejscowości Jurków. Na proces czekali bliscy zmarłego, jak również – jak zapewnia - sam oskarżony. Dowodzi on, że prokurator ma być w tej sprawie stronniczy. Z powodu osobistej niechęci.

Wieczorem 22 sierpnia 2020 roku grupa znajomych uczestniczyła w imprezie na tzw. kamionce, czyli przy zalesionym zbiorniku wodnym w okolicy Raciborowic Górnych. Po pewnym czasie część z nich postanowiła, że pojedzie pojazdami buggy i quad w inne miejsce. Trasa wiodła przez Jurków. Prosty odcinek drogi kończył się skrzyżowaniem i ostrymi zakrętami, w prawo i w lewo. Skręcili w prawo. Tuż za zakrętem doszło do tragicznego w skutkach wypadku z rowerzystą. Mężczyzna nie przeżył.

O przebiegu zdarzenia opowiedział nam przyjaciel rowerzysty, który zginął.

 - Z Adrianem pracowaliśmy przy aucie – wyjaśnił. - Gdy skończyliśmy wypiliśmy po piwie, może po dwa. Potem wrócił na chwilę do siebie, żeby sprawdzić czy pali się w piecu. Chciał mieć ciepłą wodę, żeby się wykąpać. Jechał z powrotem do mnie, już skręcał na podwórko, gdy doszło do zderzenia.

Sytuację widział też inny świadek, który wyszedł właśnie na podwórko, żeby zapalić papierosa.

 - Zobaczyłem ostre światła tych pojazdów, które jechały z dołu – opowiedział. - Po wypadku grupa zatrzymała się. Słyszałem, jak Kamil D. krzyczał do kolegi, żeby poszedł sprawdzić, czy potrącony żyje. Za chwilę zrobiło się zbiegowisko.

Na miejsce zdarzenia przybiegli goście pobliskiej imprezy rocznicowej. Doszło do szarpaniny. Przyjaciel potrąconego wyjaśnił, że próbowali zatrzymać quadowców, ale ci wyrwali się i odjechali.

 - Uciekliśmy bo chcieli nas zlinczować – wyjaśnił Kamil D. oskarżony o spowodowanie wypadku.

Jeden ze świadków szarpaniny nagrał zajście telefonem komórkowym. Film posiadać ma prokuratura.

Walka o list żelazny
Po zdarzeniu Kamil D. wyjechał do Niemiec. Przekonywał tamtejszych sędziów, że jego prawa w Polsce były łamane a prokurator był stronniczy. Mężczyzna starał się o list żelazny, żeby odpowiadać z wolnej stopy. Otrzymał go po trzech latach.

 - Mój pełnomocnik długo nie miał wglądu w dokumenty, zatrzymano mi prawo jazdy, tak jakbym już został skazany – usłyszeliśmy od Kamila D. - Oczekuję sprawiedliwego procesu. Tylko tyle i aż tyle.

Gdy przebywał w Niemczech proces sądowy nie mógł się rozpocząć. Ojciec mężczyzny, który zginął w wypadku ocenił to bardzo krytycznie.

 - Jak ktoś ma pieniądze może przeciągać wszystko w nieskończoność – skwitował. Jego oczy zaszkliły się, a pięści zacisnęły.

Kamil D. zapewnił z kolei, że zwłoka nie była dobra i dla niego. Stwierdził, że chciał jak najszybszego procesu, ale z możliwością uczciwej obrony.

 - Nie ukrywałem się – powiedział. - W Niemczech toczyłem boje prawne. Miałem swoje argumenty, dlatego strona niemiecka nie zgadzała się na wydanie mnie. Sam akt oskarżenia też jest bardzo stronniczy. Prokurator twierdzi na przykład, że w zakręt weszliśmy z prędkością nawet ponad stu kilometrów na godzinę. To nieprawda. Każdy, kto zobaczy tamto skrzyżowanie przyzna mi rację, że to niemożliwe. Mam nadzieję, że sąd zweryfikuję dokładnie wszystkie okoliczności.

Po tym, jak otrzymał list żelazny wrócił do Polski. Pierwsza rozprawa odbędzie się w Sądzie Rejonowym w Bolesławcu.

 

Zbigniew Heliński

 

Reklama: