aktualizowane 4:23, 14 Jul 2024

Wiesz o czymś ciekawym? Napisz do nas e-mail: info@superfakty.pl

Powracamy do sprawy wypadku, do którego doszło w Kosowie Lackim. Robotnik, który pracował na dachu spadł na ziemię. W wyniku upadku jest sparaliżowany.

Andrzej W., były właściciel firmy, który został uznany za winnego tego, że nie zapewnił swojemu pracownikowi odpowiedniego zabezpieczenia, oraz który na skutek działań komornika musiał zrezygnować z prowadzenia działalności gospodarczej upiera się jednak, że do wypadku doszło w zupełnie innym miejscu, niż utrzymuje poszkodowany. Według niego mężczyzna miał samowolnie oddalić się z wyznaczonego miejsca pracy.

- Gdyby pracował tam, gdzie miał wskazane nie doszłoby do nieszczęścia – twierdzi.

Andrzej W. złożył zawiadomienie w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa fałszywych zeznań, jakie poszkodowany składać miał podczas rozprawy sądowej. Policjanci rozpoczęli wyjaśnianie sprawy, jednak przerwali je ze względu na przedawnienie. Były przedsiębiorca odwołał się od tej decyzji. Podczas posiedzenia Sąd utrzymał w mocy umorzenie. Sędzia kilka razy podkreślała jednak, że nie ma to związku z tym, czy poszkodowany faktycznie składał fałszywe zeznania, czy też nie? Tego rozstrzygać nie chciała. Werdykt dotyczył jedynie samego faktu przedawnienia.

Niejasności zatem pozostały. W związku z tym, że zarówno sam poszkodowany (zeznający jako świadek), jak i inne osoby zdążyły złożyć wyjaśnienia podczas policyjnego dochodzenia, które dotyczyło fałszywych zeznań postanowiliśmy sprawdzić, co dokładnie powiedzieli? I czy, któryś z nich potwierdził wersję byłego właściciela, że poszkodowany oddalił się od swojego miejsca pracy lub szedł po dachu? W aktach znaleźliśmy takie potwierdzenia. Mężczyzna, który uległ wypadkowi nadal jednak utrzymywał, że nie oddalał się od wyznaczonego miejsca pracy i spadł z tzw. „bocianiego gniazda”. Jednocześnie przyznał, że w miejscu, w którym pracował rozstawione były rusztowania. Dlaczego zatem nie upadł na nie, ale poleciał na ziemię? Kto mija się z prawdą? Poniżej zeznania, które udostępniła nam Policja: 

Świadek 1 (zeznania z dnia 11.02.2016 roku): 

„Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie czy zgodnie z poleceniem Andrzeja W. murowałem piąty komin, czy w tym miejscu znajdował się podest usytuowany poniżej nowobudowanego dachu. W dniu wypadku wykonywałem prace przy kominie i wszedłem na dach aby zakończyć prace budowlane związane z budową komina, ale ja nie pamiętam, który to był komin. Na dachu znajdował się młotek, kielnia, skrzynka do zaprawy, szlifierka kątowa, diaks i przedłużacz, który rozciągnięty był do komina w celu cięcia cegieł. Nie pamiętam na wysokości którego komina spadłem na ziemię. Nie pamiętam, w którym miejscu znajdował się kantorek, w którym trzymane były narzędzia. W dniu wypadku miałem stawiać kominy a nie wykonywać prace związane z kryciem blachą. Nie oddalałem się od komina, przy którym miałem pracować. Ja byłem na bocianim gnieździe, od strony boiska była blacha a z drugiej strony nie było, tak mi się wydaje. Spadłem od strony boiska. Ja spadłem na ziemię, gdy znajdowałem się na bocianim gnieździe. Próbowałem odblokować przedłużacz, który gdzieś się zaczepił. I przy tej czynności spadłem z dachu. W dniu dzisiejszym nie pamiętam, co było powodem, że spadłem z dachu. W tym miejscu adwokat Bartosz B. zadał pytanie świadkowi czy jest w stanie wskazać na wydrukowanym zdjęciu z budynkiem szkoły od strony boiska komin, z którego spadł. Świadek odpowiada, że nie jest w stanie wskazać, który to był komin bo nie pamięta. Na dach wszedłem po rozkładanej drabinie, która ustawiona była we wnęce i wchodziło się po niej na pierwszy strop budynku. Rusztowania ustawione były przy kominie przy którym wykonywałem pracę. Nie pamiętam czy chodziłem po blasze między kominami. Nie pamiętam, czy spadłem na wysokości tego komina, przy którym wykonywałem pracę.”

Zapis zeznań świadka 2:

„Widział jak zsuwa się po blasze, ale nie pamięta gdzie stał. Upadł na trawę niedaleko studzienki kanalizacyjnej.”

Świadek 3 (zeznania z dnia 20.01.2016 roku):

„Z tego, co wiem to poślizgnął się na blasze jak znajdował się na dachu.

Świadek 3 (zeznania z dnia 20.01.2016 roku):

„Budynek szkoły był budowany w kształcie litery „L” i spadł na ziemię w jego wewnętrznym rogu. Na nowo wybudowany dach wszedł ze mną aby przykręcać blachę. Ale jak wszedł to po zrobieniu kilku kroków się poślizgnął i spadł na ziemię.” 

Świadek 4 (zeznania z dnia 29.01.2016 roku):

Spadł on z tej części budynku, na której kryliśmy dach. Spadł on z dachu, który już częściowo był nakryty blachą. To był dach sali gimnastycznej. Spadł z dachu od strony studzienki kanalizacyjnej w odległości ok. 20 cm. W rejonie miejsca, w którym upadł znajdowały się drzwi od kantorka, w którym trzymaliśmy swoje narzędzia. W miejscu, w którym spadł nie było żadnych rusztowań. Ustawione one były na łączniku budynku starej szkoły z halą sportową od strony boiska. Nie wiem czy miał on polecenie murować piąty komin, ale wiem, że w miejscu, w którym spadł z dachu żadnej budowy komina nie było. To miejsce już było pokryte blachą i nie wiem czy on powinien tam pracować.”

Były właściciel firmy, który po wypadku został skazany na gigantyczne odszkodowanie, z którego spłacił już 160 tys. złotych nadal walczy o prawdę i oczyszczenie swojego imienia. Szkoda, że robi to tak późno. Twierdzi jednak, że został zmanipulowany przez prawnika. Niedawno odbyła się pierwsza licytacja jego domu. Nie było chętnych na zakup nieruchomości.

O sprawie piszemy również tutaj: http://superfakty.pl/polska/580-na-swoich-nogach-juz-nie-stanie

Tekst i foto: Zbigniew Heliński

Na zdjęciu: Andrzej W. razem z rodziną przed salą rozpraw przed ogłoszeniem decyzji w sprawie przedawnienia.