Ginekolog nie zauważył ciąży!
Ginekolog z łódzkiej przychodni przy ul. 10 lutego przynajmniej dwa razy badał Dorotę Rosiak. Tak wynika z dokumentów Narodowego Funduszu Zdrowia, do których dotarliśmy. Mimo to nie zauważył, że kobieta jest w piątym miesiącu ciąży. Przepisywał jej hormonalne leki antykoncepcyjne, oraz przeprowadził zabieg, którego nie powinien był wykonywać. Jego czujności nie wzbudził nawet fakt, że pacjentce odchodziły wody płodowe. Uparcie twierdził, że to mocz. Nie zlecił wykonania USG. Teraz odmawia komentarza. Mówią za to nieoficjalnie inni lekarze, którzy przyznają, że ich kolega popełnił błąd.
Pani Dorota ma już dwoje dzieci. Nie chciała więcej. Zgłosiła się więc do ginekologa, u którego leczyła się wcześniej. Poprosiła o przepisanie leków antykoncepcyjnych. Zwróciła się też o pomoc w przypadłości, na którą cierpiała od jakiegoś czasu.
- Wypływały mi wody - wspomina. - Lekarz uspokajał. Twierdził, że to mocz i że nie jest to takie dziwne. Był tego absolutnie pewien. Pytałam, czy na pewno nie jestem w ciąży? Kategorycznie zaprzeczał. Mówił, że to niemożliwe. Nie zgodził się również na badanie USG. Powiedział, że on wie lepiej, co trzeba zrobić i żebym go nie pouczała.
Za pomocą leków próbowano powstrzymać „moczenie się” pacjentki. Nic jednak nie skutkowało. W międzyczasie lekarz z przychodni przy ul. 10 lutego wykonał na pacjentce zabieg ginekologiczny. Również podczas kolejnej wizyty nie zauważył ciąży. Kobieta czuła się coraz gorzej. Zdesperowana poszła do innego specjalisty, tym razem kobiety. Ta od razu zauważyła, że coś jest nie tak.
- Boże, przecież pani jest w piątym miesiącu! Jak można było tego nie zauważyć?! - usłyszała łodzianka w gabinecie. To był dla niej szok. Musi pani natychmiast jechać do szpitala. Obecny stan zagraża zdrowiu dziecka i pani.
Dorota Rosiak trafiła na Oddział Patologii Ciąży w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu im. Pirogowa w Łodzi. Natychmiast zaczęła być „pompowana”, czyli uzupełniano jej wody płodowe. To bowiem one, a nie – jak zdiagnozował lekarz mocz – wyciekały z pacjentki.
Syn kobiety, Antek urodził się czwartego kwietnia. Miał dwadzieścia pięć tygodni. Praktycznie nie reagował na bodźce z otoczenia. Wprost ze szpitala trafił do Fundacji Gajusz w Łodzi. Z poważnymi objawami choroby płuc, wadami ortopedycznymi, opóźnieniem w rozwoju. Ze względu na stan zdrowia i warunki, jakie panują w mieszkaniu jego mamy do dzisiaj nie może wrócić do domu. Wymaga specjalistycznej opieki.
- To absolutnie niezrozumiałe, jak lekarz mógł nie zauważyć tej ciąży – twierdzą ginekolodzy położnicy, których poprosiliśmy o konsultacje. Mówią to niechętnie, ponieważ doktor, o którym mowa jest ich znajomym. Przyznają, że niestety popełnił błąd.
Sprawą zainteresowali się Rzecznik Praw Pacjenta Krystyna Barbara Kozłowska, oraz Adam Sandauer ze Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere. Cywilne Biuro Śledcze, które również bada sprawę mając na względzie fakt, iż lekarz przyjmujący pacjentów w gabinecie jest zobowiązany do szczególnej dbałości o ich zdrowie prosi natomiast pacjentki, aby przesyłały do nich swoje opinie na temat poziomu i jakości leczenia w przychodni ginekologicznej przy ul. 10-ego Lutego 5A w Łodzi. Po informacji Super Faktów czynności wyjaśniające podjął też Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Łodzi.
Fakt, że lekarz nie zauważył dziecka niesie za sobą jeszcze jedną przedziwną konsekwencję. Niby dziecko się urodziło, ale matka nie może odebrać becikowego. Warunkiem do wypłaty świadczenia jest bowiem diagnoza lekarska o ciąży, której z winy ginekologa nie było…
Zbigniew Heliński